EkwadorOstatnie

Quito – stolica na równiku

Mimo, że Ekwador to jedno z najmniejszych państw Ameryki Południowej, jest równocześnie jednym z najbardziej zróżnicowanych, zarówno geograficznie jak i ekologicznie krajów świata. Przygodę z tym krajem warto zacząć od jego stolicy- Quito. Miasto łatwo pokochać za trzy rzeczy: położenie, zabytki i sympatycznych mieszkańców.

Na początek garść informacji praktycznych, tak ważnych dziś, w dobie światowej epidemii. Jak się teraz podróżuje do Ekwadoru i po tym kraju? Zaskakująco prosto, zaszczepieni nie potrzebują żadnych testów. Zaświadczenie o szczepieniu otwiera drzwi, lepiej je mieć w formie papierowej choć teoretycznie elektroniczne też wystarcza. Na miejscu obowiązują maseczki, zarówno w pomieszczeniach jak i na zewnątrz. Ekwadorczycy w stolicy i większych miastach raczej tego przestrzegają, na prowincji bywa różnie. Niespotykanym u nas elementem walki z epidemią są maty sanitarne przy wejściach do dużych sklepów i galerii.

Do Ekwadoru polecieliśmy przez Amsterdam, holenderskimi liniami KLM, to zawsze była najwygodniejsza opcja i tak pozostało. Od 2013 roku pasażerów obsługuje nowe, położone za miastem, lotnisko Mariscal Sucre. Poprzednie, wciśnięte pomiędzy dzielnice mieszkaniowe w centrum, uchodziło za prawdziwe wyzwanie dla pilotów.

Najwyżej, lub prawie najwyżej, położona stolica
Pałac Prezydencki w Quito
Pałac prezydencki na Placu Niepodległości © Andrzej Zarzecki

Quito leży w górach, na wysokości 2700-2850 m nad poziomem morza. Ta wysokość sprawia, że choć to prawie równik, to nie ma w Quito męczących upałów, w dzień jest świeżo i rześko, w nocy nawet chłodnawo. Wiele źródeł uznaje Quito za najwyżej położoną stolicę świata, choć wiele innych twierdzi, że laur zwycięstwa należy się stolicy Boliwii La Paz. Rzeczywiście, La Paz jest położone dużo wyżej – to argument przeciwników pierwszeństwa Quito. Zaraz, zaraz – stolicą konstytucyjną Boliwii jest dużo niżej położone Sucre, odpowiadają na to wspierający Quito.

Miasto wypełnia wąską dolinę otoczoną Andami. Takie położenie wymusiło kształt metropolii. Ma 60 kilometrów długości i tylko 3-4 kilometry szerokości. Z każdego miejsca widać otaczające je góry, a przy dobrej pogodzie szczyty czynnych wulkanów. Ekwadorczycy ciekawie rozwiązali komunikację w swojej stolicy. Jej podstawę stanowi jeżdżąca wzdłuż osi miasta specjalna linia trolejbusowa. Trolejbusy poruszają się po wydzielonej trasie i mają podwyższone przystanki, wsiada się do nich tak jak do wagonów metra – podłoga jest na wysokości peronu. Uzupełnieniem jest linia autobusowa skonstruowana na identycznych zasadach. Jak dotychczas, to najszybsze sposoby poruszania się po mieście. Jego osiowy układ powoduje powstawanie ogromnych korków, których nie rozwiązują prowadzone po górach obwodnice. Ratunkiem ma być metro, ale choć licząca 15 stacji linia jest od kilku miesięcy gotowa, to nie została uruchomiona. Dlaczego? Mieszkańcy stolicy podawali mi najprzeróżniejsze przyczyny: usterki techniczne, trwające prace archeologiczne, toczące się postępowania sądowe i wiele innych. Wiem, że brzmi to mocno niedorzeczne, ale na 100% przyczyny opóźnienia nie udało mi się ustalić .

Kolonialne centrum Quito
Uliczna garkuchnia
Uliczna garkuchnia © Andrzej Zarzecki

Pora na kilka słów o zabytkach ekwadorskiej stolicy. Historyczna część Quito znalazła się na Liście Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO już w 1978 roku. Był to pierwszy przypadek gdy trafił na nią cały kwartał miasta.  Przed spacerem po starówce pojechałem na wzgórze El Panecillo, co oznacza niewielki bochenek chleba.  Stoi na nim ogromna statua Dziewicy z Quito. Wygląda na to, że Ekwadorczycy pozazdrościli Brazylijczykom figury Chrystusa z Rio de Janeiro. Jako, że powietrze było rześkie i przejrzyste, więc widok ze wzgórza na miasto w otoczeniu Andów był naprawdę zachwycający.

Wpisane na listę UNESCO kolonialne Centrum Quito na każdym zrobi wrażenie. Dzięki ścisłej kontroli nad zabudową zachowało się praktycznie w stanie nienaruszonym. To coś wyjątkowego, szczególnie w porównaniu z pomieszaniem tradycji i chaotycznej współczesności, znanej z innych historycznych miast Ameryki Południowej.

Stare Quito jest fascynującym miejscem na spędzenie całego dnia, odwiedziny w kościołach, klasztorach i  muzeach. Na początek spaceru wybrałem Placu Niepodległości, najważniejszy w mieście z powodu zlokalizowanych tam budowli. Są to: Pałac Prezydencki, Magistrat, Pałac Arcybiskupa i Katedra. Ta ostatnia jest najstarszą w Ameryce Południowej, ale warto wiedzieć, że z powodu zniszczeń powodowanych trzęsieniami ziemi, była naprawiana i modernizowana niezliczoną liczbę razy. Plac Niepodległości jest architektonicznie spójną całością,  nic na nim i pobliskich uliczkach nie burzy kolonialnej harmonii.

Prawdziwie złota świątynia
Kościół La Compañia
Kościół La Compañia © Andrzej Zarzecki

Kilka kwartałów od Placu Niepodległości, na Placu San Francisco znajduje się Klasztor San Francisco, najstarsza kolonialna budowla w mieście. Powstał w latach 1536-1580 i jest największym religijnym kompleksem w całej  Ameryce. Jego fasada zbudowana została w stylu identycznym jak Escorial w Hiszpanii, zaś w środku dominuje barok. W głównym ołtarzu znajduje się dzieło Legarda „ Dziewica z Quito”. Rzeźba jest jedynym uskrzydlonym wyobrażeniem Marii Dziewicy w całej kolonialnej sztuce. To właśnie ta rzeźba posłużyła za wzór dla statui na  wzgórzu El Panecillo.

Klasztor San Francisco robi ogromne wrażenie, ale Quito ma jeszcze wspanialszą świątynię – kościół La Compañia, którego całe wnętrze jest wyłożone  złotem. Słowo całe należy w tym wypadku traktować absolutnie dosłownie – nie ma ani  jednego centymetra bez złotych ornamentów. Warto zwrócić na jaśniejszy odcień złotego kruszcu na ścianach po prawej stronie od ołtarza. To wynik pożaru, który częściowo zniszczył świątynie, została ona pieczołowicie odrestaurowana.

W złotej świątyni nie wolno robić zdjęć, obserwacja turystów starających się ten zakaz ominąć to pasjonująca rozrywka.

W obrębie kolonialnego Quito jest jeszcze wiele ciekawych kościołów, większość powstała w siedemnastym i osiemnastym stuleciu.

Dzieciaki z Quito
Dzieciaki z Quito © Andrzej Zarzecki

Historyczne centrum ekwadorskiej stolicy robi wspaniałe wrażenie w promieniach górskiego słońca, jeszcze bardziej zadziwia nocą. Jest iluminowane w najdrobniejszych szczegółach i naprawdę nie chodzi tu o proste oświetlenie. To prawdziwa gra kolorów, półcieni i barw. Są również takie miejsca, gdzie dla podkreślenia szczegółów architektonicznych w chodnikach zatopiono dziesiątki maleńkich lampek.

Nocna wizyta to czas na pochwałę Ekwadorczyków. Ludzie na ulicach są tu uśmiechnięci, wyraźnie życzliwie nastawieni do cudzoziemców. Dla pragnących nauczyć się hiszpańskiego ważne jest, że Ekwadorczycy mówią bardzo wyraźnym językiem hiszpańskim, co pomaga wszystkim początkującym w krótkim czasie osiągnąć sukcesy w nauce.

Który równik jest prawdziwy?
Monument na równiku
Monument na równiku © Andrzej Zarzecki

Ma Quito jeszcze jedną atrakcję – 22 kilometry od granic miasta góry przecina równik. To obowiązkowy punkt programu dla każdego turysty przybywającego do Ekwadoru – przypominam, że nazwa tego kraju oznacza właśnie równik. Jest tu monument z ogromnym globusem, muzea, sklepy z pamiątkami, kilkanaście restauracji i kafejek.  Ukoronowanie atrakcji stanowi linia umownie dzieląca naszą planetę na dwie półkule: północną i południową. Bez zdjęcia z jedną nogą na północy, drugą na południu nie można wrócić do domu. Ale uwaga, cała rzecz jest drobnym oszustwem. Okazuje się, że prawdziwy równik leży ponoć 7 minut geograficznych od tego miejsca (niech geografowie wybaczą jeśli się mylę-dokładnie nie pamiętam). Można się o tym dowiedzieć po wyjściu za bramę kompleksu – trzeba pójść w lewo, wąską ścieżką między opuncjami do Muzeum INTI-NAN. Równik tu narysowany jest wprawdzie dużo skromniej, ale wyznaczony za pomocą pomiarów satelitarnych. Udają się eksperymenty ze stojącym na sztorc na główce gwoździe świeżym jajkiem, w przenośnej umywalce spływająca woda tworzy wir raz w lewą, raz w prawą stronę, w zależności od tego na której półkuli ją  ustawimy. Okazuje się, że przy budowie „oficjalnego„ miejsca oznaczającego podział półkul pomylono się. Jako, że nie sposób było przenieść całego kompleksu, postanowiono rzecz przemilczeć. Łatwo się domyślić, że informacja ta stała się szybko tajemnicą poliszynela.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *